„Karta” 68/2011
15.00 zł
temat numeru
Wiosłowanie przez stulecia było domeną ludzi z niższych stanów – galerników, piaskarzy, przewoźników, którzy wykonywali tę pracę pod przymusem lub zarobkowo. Z czasem ci zawodowi wioślarze zaczęli urządzać popisy swoich umiejętności. „Sport łodziowy” szybko rozprzestrzenił się na kontynencie, towarzystwa wioślarskie powstawały w Niemczech, Francji, Rosji. Na Wiśle pierwsi wodniacy-sportowcy pojawili się w latach 70. XIX wieku. Jednak w okresie represji po powstaniu styczniowym na terenie zaboru rosyjskiego zarejestrowanie polskiego stowarzyszenia nie było łatwe, toteż entuzjaści wioślarstwa pływali… nielegalnie. Ostatecznie Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie, najstarszy polski klub sportowy, udało się zalegalizować w 1882 roku.
Towarzystwa wioślarskie prowadziły wszechstronną działalność sportową, turystyczną i kulturalną. Przy przystaniach wytyczano kąpieliska, organizowano naukę pływania, zabiegano o budowę basenów. Zimą jeżdżono na łyżwach, uprawiano szermierkę i gimnastykę, a nawet boks i dżu-dżitsu. Kwitło życie towarzyskie, urządzano pikniki, „wianki”, rauty, wieczorki tańcujące, bale kostiumowe, koncerty, występy teatralne, grano w wista, brydża, bilard, zakładano chóry…
w numerze także:
Powrót Leszna
Damian Szymczak
27 grudnia 1918 wybuchło powstanie wielkopolskie, które w krótkim czasie ogarnęło niemal całą prowincję. I niemal całą, z wyjątkiem miejscowości leżących na jej kresach, udało się Polakom szybko opanować. Jedynym większym miastem Wielkopolski, w którym nie toczyły się walki i którego nie zdołano zdobyć, było Leszno.
Leszczyńscy Niemcy nie zamierzali czekać, aż miejscowi Polacy włączą się do walki. W pierwszych dniach 1919 roku aresztowali kilkudziesięciu najbardziej znaczących polskich mieszkańców miasta.
Bronisław Świderski:
Wypadki toczyły się z błyskawiczną szybkością. […] Stosunki w mieście zaostrzały się z dnia na dzień. Wytworzyła się nieznośna atmosfera. […]
Rej u nas wodzili Niemcy, a wobec wypadków w Poznaniu oraz ruchu powstańczego, idącego od Poznania, wzrastała z dnia na dzień ich niechęć i nienawiść ku Polakom. […]
Ludzie, nie bydło
Jacek Czyżewski
Zdjęć łagrów sowieckich jest, wbrew pozorom, sporo. Są one jednak w większości niedostępne – spoczywają w zamkniętych archiwach i ich dysponenci nie zamierzają ich pokazywać. Czasem jednak coś wydostaje się na światło dzienne. Zdjęcia, które tu prezentujemy, powstały w 1930 roku. Część z nich zrobiono w obozie przejściowym Makaricha w rejonie Kotłasu. Inne zrobione zostały prawdopodobnie także w tym rejonie – były na tej samej błonie fotograficznej. Zdjęcia wykonał enkawudowski fotograf podczas prac komisji, którą przysłano z Moskwy, aby sprawdzić, czy rzeczywiście w obozie i jego okolicach dzieją się nieprawidłowości. Komisja ich nie stwierdziła. O tym, że wszystko jest w porządku, mają świadczyć uśmiechnięte twarze zesłańców…
Dziennik z bunkra
Marceli Najder
Marceli Najder urodził się w 1914 roku w Bolechowie w województwie stanisławowskim, w rodzinie żydowskiej. W marcu 1938 uzyskał dyplom magistra farmacji na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie; w 1939 roku został zmobilizowany, brał udział w kampanii wrześniowej. Od października 1939 pracował w aptekach w Peczeniżynie i Kołomyi. W 1942 roku, po zwolnieniu z posady w aptece, został członkiem plutonu sanitarnego Jüdischer Ordnungsdienst (Żydowskiej Służby Porządkowej) w getcie w Kołomyi. Od początku 1943 roku wraz z żoną Polą był ukrywany przez polską rodzinę pod Kołomyją.
Księga pokładowa
Anna Richter
W okresie działalności Komitetu Obrony Robotników i KSS „KOR” przy telefonie w żoliborskim mieszkaniu Jacka Kuronia stale ktoś dyżurował. Jacek Kuroń, jego żona Grażyna (Gaja), syn Maciej, współpracownicy KOR-u, przyjaciele i znajomi – notowali informacje bieżące, głównie o represjach wobec opozycjonistów. Tak powstawała tzw. księga pokładowa. Jak wspomina sam Kuroń w Gwiezdnym czasie: „Wymyśliła ją, oczywiście jak wszystko najlepsze, Gajka. Był to po prostu gruby zeszyt, w którym zapisywało się wszystko to, co ja wcześniej notowałem na różnych karteluszkach i potem gubiłem. Wynalazek ten ułatwił nam wszystkim życie. Wpisywaliśmy tam telefony, sprawy, które trzeba było załatwić, a czasami też kontaktowaliśmy się ze sobą przez «księgę pokładową»”.
Muzyczna alternatywa
Krzysztof Skiba
Festiwal muzyczny w Jarocinie odbywał się regularnie już od 1970 roku, od 1983 znany był jako Festiwal Muzyków Rockowych. Występowało na nim wiele zespołów, w tym także te, które można uznać za zbuntowane. Dla młodzieży lat 80. była to wyjątkowa w Peerelu przestrzeń wolności i bezkompromisowo manifestowanej niezależności, gdzie można było sobie pozwolić na większą swobodę w ubiorze czy w wyrażaniu własnych poglądów. Wszystko było jednak pod kontrolą władzy, która Festiwal organizowała. Impreza była pod stałą obserwacją SB. Inwigilacja uczestników Festiwalu nasiliła się po 1985 roku, gdy pojawili się tam aktywiści anarchistyczni propagujący walkę z władzą i przymusem służby wojskowej. Kontrola SB przybrała dosyć komiczne kształty. Tajniacy liczyli przybyłych na Festiwal punków i przedstawicieli innych subkultur oraz nieporadnie starali się opisywać cechy i charakter obserwowanych grup młodzieżowych.
Miasto bez pamięci
Wywiad z Tomaszem Markiewiczem o powojennej odbudowie Warszawy, przygotowany przez Magdalenę Lasię
Tomasz Markiewicz:
W oficjalnych dokumentach z tamtego czasu i relacjach wiele jest przesłanek wskazujących na to, że odbudowa Warszawy nie była przesądzona. Ortodoksyjnym komunistom z KPP-owską przeszłością, którzy chętnie widzieliby Polskę w objęciach Józefa Stalina, nawet wprost jako republikę sowiecką, bardzo podobała się „robotnicza” Łódź, w przeciwieństwie do kojarzonej z sanacją Warszawy. Nie bez znaczenia były prozaiczne względy: dla świeżo upieczonych urzędników, w ciasnych mieszkankach w Lublinie, przeniesienie się do – prawie niedraśniętej wojną, z wolnymi mieszkaniami po Niemcach i Żydach – Łodzi było dużą pokusą. Pomysł nie doszedł do skutku, ponieważ Stalin potrzebował rządu tymczasowego w Warszawie i Polski z przedwojenną stolicą. Zależało mu na stworzeniu wrażenia, że zostaje zachowana ciągłość państwa polskiego.